Ten tekst to fragment materiału prasowego, który ukaże się na łamach jednego z niezależnych tytułów prasowych w styczniu 2025 roku. To nie jest tylko teoretyczna analiza – to świadectwo realnych ludzkich dramatów, opowieść o systematycznym niszczeniu osób, które ośmieliły się przeciwstawić machinie medialnej manipulacji. To również gorzka refleksja nad rolą środowiska prawniczego, które miało stać na straży sprawiedliwości i prawdy.

Cynizm? – Ewa Milewska Fundacja Polski Dom Mediów

Szczególnie bolesny jest fakt, że wielu przedstawicieli zawodów prawniczych – adwokatów i radców prawnych – nie sprostało swojemu powołaniu. Ich błędy, zaniechania i często zwyczajny brak wyobraźni przyczyniły się do tragedii wielu osób. Nie potrafili przewidzieć skali i wyrafinowania ataków medialnych, nie wypracowali skutecznych strategii obrony, a czasem zwyczajnie zabrakło im odwagi, by przeciwstawić się systemowi. W czasach, gdy prawo medialne stało się narzędziem opresji, a nie ochrony, potrzebowaliśmy prawników-wizjonerów, zdolnych wyprzedzać ruchy przeciwnika. Zamiast tego, zbyt często otrzymywaliśmy rutynowe, zachowawcze działania, które w starciu z bezwzględną machiną medialnej manipulacji okazywały się tragicznie nieskuteczne.

Historie bohaterów tego artykułu to nie tylko kronika osobistych porażek – to przestroga i wezwanie do działania. Bo choć system medialnej eliminacji wydaje się wszechmocny, to jednak każdy akt oporu, każdy głos prawdy, każda osoba gotowa bronić fundamentalnych wartości, przybliża nas do momentu, gdy ta machina wreszcie się zatrzyma. Pytanie tylko, ilu jeszcze ludzi musi zostać zniszczonych, zanim to nastąpi?

Aktywne wspieranie niezależnych głosów musi iść w parze z reformą systemu pomocy prawnej. Potrzebujemy specjalistycznych jednostek prawnych, wyspecjalizowanych w walce z medialną manipulacją, które będą w stanie skutecznie przeciwstawić się armii korporacyjnych prawników. Bez tego, systematyczne demaskowanie mechanizmów manipulacji pozostanie jedynie pobożnym życzeniem.

Walka o prawdę w mediach to już nie tylko kwestia jakości dziennikarstwa czy przyszłości demokracji – to walka o podstawowe prawo człowieka do obrony swojego dobrego imienia. Każdy przegrany proces, każdy zniszczony człowiek, każdy triumf korporacyjnych prawników to nie tylko osobista tragedia, ale kolejny gwóźdź do trumny sprawiedliwości społecznej. W świecie, gdzie pieniądz dyktuje prawdę, a sądy stają się areną pokazowych procesów, nasza bierność oznacza zgodę na ostateczny upadek wartości, o które kiedyś walczyliśmy. Stawka jest zbyt wysoka – to już nie jest walka o demokrację, to walka o zachowanie podstaw człowieczeństwa w świecie, gdzie prawda stała się luksusem dostępnym tylko dla najbogatszych.

Czy ktoś z Państwa Adwokatów zareaguje na to co dzieje się na salach sądowych?

Bywam na salach sądowych w Polsce i zagranicą, ogarnęło nie tylko mnie poczucie całkowitej bezradności. To uczucie paraliżującej niemocy, gdy obserwujesz, jak sprawiedliwość staje się pustym słowem, a prawo – narzędziem w rękach najsilniejszych. Na salach sądowych, pod ciężkimi żyrandolami i za monumentalnymi drzwiami, rozgrywa się spektakl, w którym role zostały rozpisane z góry, a scenariusz napisany przez tych, którzy mają dość pieniędzy, by kupić nie tylko najlepszych prawników, ale i samą prawdę.
Patrząc na twarze ludzi zniszczonych przez medialną machinę, widzę ten sam wyraz rezygnacji i niedowierzania. Nie potrafią pojąć, jak system, który miał ich chronić, stał się ich katem. Jak instytucje powołane do obrony prawdy, stały się fabrykami kłamstw. Jak zawody zaufania publicznego – sędziowie, prokuratorzy, adwokaci – mogły tak głęboko zanurzyć się w bagnie cynizmu i obojętności.

A jednak, paradoksalnie, to właśnie w tej bezradności tkwi ziarno nadziei. Bo gdy system zawodzi tak spektakularnie i tak powszechnie, gdy niesprawiedliwość staje się tak rażąca – musi nadejść moment przebudzenia. Być może właśnie teraz, gdy medialny Goliat wydaje się być najpotężniejszy, zbliża się czas jego upadku. Historia uczy nas, że żaden system oparty na kłamstwie i niesprawiedliwości nie przetrwał próby czasu.

Droga wyjścia z tej spirali degradacji istnieje, ale staje się coraz węższa i bardziej wyboista. Na salach sądowych rozgrywa się spektakl pozornej sprawiedliwości, gdzie pojedynczy człowiek staje naprzeciw potężnej machiny prawnej koncernów medialnych.

Wielkie kancelarie prawne, dysponujące nieograniczonymi zasobami i wpływami, systematycznie miażdżą próby obrony dobrego imienia przez zwykłych obywateli. To nierówna walka – z jednej strony armia prawników opłacanych przez medialne konglomeraty, z drugiej często samotny adwokat czy radca prawny, którego klient ledwo jest w stanie pokryć podstawowe koszty postępowania.

Szczególnie przygnębiający jest fakt, że system sądownictwa, który miał być ostatnim bastionem sprawiedliwości, zbyt często okazuje się być kolejnym elementem tej opresyjnej machiny. Stronniczość sądów, czy to wynikająca z politycznych nacisków, czy zwykłego oportunizmu, sprawia, że walka o prawdę na sali sądowej przypomina walkę z wiatrakami. Wyroki wydawane są jakby z góry ustalone, a argumenty strony pokrzywdzonej odbijają się od muru proceduralnej obojętności.

W tej rzeczywistości fundamentalne zmiany muszą sięgać znacznie głębiej niż tylko sposób funkcjonowania mediów. Potrzebujemy całkowitego przewartościowania systemu prawnego, gdzie sprawiedliwość nie będzie towarem na sprzedaż, a siła argumentów będzie ważniejsza niż argument siły. Konieczna jest nie tylko odbudowa autorytetów opartych na rzeczywistych osiągnięciach, ale przede wszystkim stworzenie mechanizmów prawnych, które realnie ochronią jednostkę przed miażdżącą przewagą medialnych korporacji.

Finałem tych destrukcyjnych działań jest społeczna izolacja. Dotychczasowi współpracownicy zaczynają się dystansować, znajomi przestają odbierać telefony, środowisko zawodowe zamyka swoje drzwi. Stygmatyzacja społeczna staje się kompletna. Co najbardziej niepokojące, wszystko to dzieje się przy milczącym przyzwoleniu społeczeństwa, które zdaje się nie dostrzegać powagi sytuacji.

Na miejscu rzetelnych dziennikarzy i ekspertów pojawiają się „influencerzy opinii” – osoby, które zamiast merytorycznej analizy oferują emocjonalne przekazy i powierzchowne oceny. Zastępują oni fakty emocjami, świadomie polaryzują społeczeństwo dla zwiększenia zasięgów, a fundamentalne wartości wypierają relatywizmem moralnym. To nie przypadek – to element większego planu przekształcenia mediów z platformy wymiany myśli w narzędzie kontroli społecznej.