Gdy świat wokół mnie cichnie, a ostatni promień słońca gaśnie, patrzę wstecz bez cienia żalu na wszystko, co było moje własne. Każda łza, która spłynęła, każdy uśmiech, który rozjaśnił twarz, każda chwila bólu i szczęścia stała się moją własną.
Czy zostanę w czyjejś pamięci jak kropla rosy na liściu brzóz? Czy moje istnienie się skończy, czy może rozpocznie się znów? Nie wiem, czy śmierć jest bramą do nowego życia pośród gwiazd, czy może jest ciszą wieczną, ostatnim tchnieniem moich lat.
Ale nie żałuję niczego – ani burz, co mną targały, ani świtu, co budził nadzieję, ani nocy, co ukojenie dały. Bo w każdym oddechu była prawda, w każdym kroku – sens istnienia, w każdym błędzie – lekcja życia, w każdej stracie – ziarno spełnienia.
I jeśli dziś ma nadejść koniec, przyjmę go ze spokojem w duszy, bo życie było pełne barw, choć nie zawsze łatwych do odkrycia. Może odrodzę się jak feniks, może stanę się pyłem gwiazd, może będę wspomnieniem tylko, a może początkiem nowych tras.
Lecz jedno wiem na pewno: byłam tu, czułam, żyłam, i każda chwila – dobra czy zła, była warta tego, by ją przeżyć całą. Więc nie żałuję, nie, bo żal to tylko ciężar zbędny. Przyjmuję wszystko, co było mi dane, każdy moment – jasny i ciemny.
Żyję i zawsze będę żyła.