A może po prostu uznajmy, że w XXI wieku, w środku Europy, w kraju który przeszedł przez piekło II wojny światowej i Holocaust, takie genealogiczne śledztwa powinny być co najwyżej tematem akademickich dysertacji, a nie politycznej walki?

Chyba że wolimy dalej udawać, że nie widzimy słonia w składzie porcelany – tego samego, który raz jest problemem, a raz powodem do dumy, w zależności od tego, czyją porcelanę właśnie tratuje.

Bo jeśli to ma być poziom debaty prezydenckiej Anno Domini 2025, to może lepiej już zostańmy przy dyskusji o tym, kto ile mieszkań obiecał wybudować.

Przynajmniej będzie śmiesznie, a nie smutno.

Nie jestem ani zwolenniczką ani przeciwniczką PO, PIS, Konfederacji czy Polski 2050. Chciałabym Polski silnej, tolerancyjnej…

…kraju, w którym partie polityczne są narzędziem do realizacji dobra wspólnego, a nie celem samym w sobie. Polski, gdzie różnorodność jest siłą, a nie przekleństwem, gdzie dialog zastępuje monologi, a wzajemny szacunek wypiera pogardę.

Marzę o Polsce, w której polityk nie musi być ani „nasz”, ani „ich”, by jego pomysły uznano za wartościowe. O kraju, gdzie programy wyborcze ocenia się przez pryzmat ich realnej wartości dla społeczeństwa, a nie przez filtr partyjnych sympatii i antypatii.

Tęsknię za państwem, w którym patriotyzm nie jest zawłaszczany przez żadną opcję polityczną, a troska o ojczyznę nie wymaga deklaracji przynależności do konkretnego obozu. Gdzie można być jednocześnie dumnym ze swojej historii i otwartym na przyszłość, przywiązanym do tradycji i gotowym na zmiany.