Współczesny świat przypomina gigantyczną scenę teatralną, gdzie scenariusz pisany jest emocjami o sile wybuchu, a reżyserem jest bezwzględna propaganda. Media, politycy, eksperci – wszystkie te podmioty stały się mistrzami konstruowania narracji, która nie tyle informuje, co przede wszystkim wywołuje określone stany psychiczne.

Mechanizm jest przerażająco prosty i niemożliwie skuteczny. Wystarczy kilka kluczowych elementów: wyraziste hasło, powtarzany wielokrotnie komunikat, emocjonalnie nacechowany przekaz. Strach staje się towarem, który świetnie się sprzedaje. Im więcej niepewności, tym większa oglądalność, tym większe zainteresowanie.

Historyczne analogie są uderzające. Czy różnimy się aż tak bardzo od mieszkańców starożytnego Rzymu, którzy w amfiteatrach oklaskiwali igrzyska, czy od ludów stepowych, gdzie plotka o nadciągającym wrogu momentalnie elektryzowała całą wspólnotę? Dzisiejsze media społecznościowe, całodobowe kanały informacyjne – to współczesne forum i targ plotek.

Każdy nagłówek krzyczy: „NIEBEZPIECZEŃSTWO!”, „ZAGROŻENIE!”, „KONIEC ŚWIATA!”. Ale czy ktokolwiek zadaje sobie pytanie – komu tak naprawdę zależy na sianiu paniki? Kto zyskuje na eskalacji napięcia? Politycy potrzebują wroga, media – oglądalności, a społeczeństwo – prostych wyjaśnień na skomplikowane problemy.

Manipulacja osiąga mistrzostwo w swoim rzemiośle. Nie trzeba już nawet wiarygodnych dowodów – wystarczy sugestia, ton głosu, odpowiednio spreparowany fragment wypowiedzi. Ludzie sami dopowiadają sobie resztę, sami budują narrację strachu.

Czy jesteśmy świadomi, że stajemy się zakładnikami tego systemu? Że nasza trwoga jest towarem wymiennym, że nasze emocje są elementem wielkiej gry?