Sprawa Romanowskiego Odsłania Systemowe DylematySprawa Marcina Romanowskiego, który ukrywa się przed wymiarem sprawiedliwości, stała się katalizatorem gorącej debaty o granicach tajemnicy zawodowej adwokatów. Kluczowe pytanie brzmi: gdzie przebiega granica między świętym prawem do obrony a współuczestnictwem w unikaniu odpowiedzialności karnej?

Oficjalna narracja środowiska prawniczego, reprezentowana przez prezesa Naczelnej Rady Adwokackiej mecenasa Przemysława Rosatiego, jednoznacznie broni świętości tajemnicy adwokackiej. Porównanie jej do spowiedzi księdza ma podkreślić absolutny charakter tej zasady. Jednak eksperci prawa coraz częściej zadają kłopotliwe pytania o jej rzeczywiste granice.

Źródła zbliżone do postępowania podkreślają, że tajemnica adwokacka nie może być tarczą chroniącą przed popełnieniem przestępstwa. Jeśli istnieją dowody, że adwokat aktywnie pomaga w ukrywaniu się podejrzanemu, sam może stać się obiektem postępowania karnego.

Sprawa Romanowskiego dotyka newralgicznego punktu polskiego wymiaru sprawiedliwości – relacji między prawem do obrony a obowiązkiem ujawnienia prawdy. Europoseł Michał Szczerba wprost sugeruje, że środowisko prawnicze oraz współpracownicy polityka mogą wiedzieć więcej, niż oficjalnie deklarują.

Prawnicy, których zdania przeczytałam na portalach, są w większości zgodni: system nie może być bezradny wobec sytuacji, gdy osoba podejrzana o poważne przestępstwa skutecznie unika odpowiedzialności. Konieczne jest zachowanie delikatnej równowagi między prawem do obrony a interesem społecznym.

Jak dotąd sprawa pozostaje otwarta, a kolejne jej odsłony z pewnością dostarczą kolejnych argumentów do tej fundamentalnej dla demokratycznego państwa dyskusji.

Tymczasem w równoległej rzeczywistości zwanej „Polską dla zwykłych śmiertelników” scenariusz byłby diametralnie inny. Przeciętny obywatel złapany na podobnych nieprawidłowościach zostałby błyskawicznie zatrzymany, przesłuchany, a następnie skazany.

Politycy są gatunkiem chronionym. Choroba? Proszę bardzo – nagle pojawiają się ekskluzywne zagraniczne kliniki, tajemnicze schorzenia i cudowne remisje, podczas gdy zwykły Kowalski może liczyć co najwyżej na wizytę w przychodni rejonowej i życzenie „jakoś to będzie”. To już nawet nie farsa – to spektakl władzy, gdzie praworządność staje się jedynie pustym sztafażem, a sprawiedliwość tak bardzo się rozciąga, że mogłaby służyć jako gumowa wkładka w garniturze korupcji i bezkarności. System prawny przekształca się w teatr pozorów, gdzie polityczni aktorzy odgrywają swoje role z cynizmem.

I mamy i księdza, i mamy i adwokata w tej kafkowskiej grotesce – dwie profesje, które niegdyś cieszyły się szacunkiem, a dziś zmieniły się w akademię żonglerki moralnej. Ksiądz – od spowiednika stał się mistrzem przekładania grzechu na rachunek Boski, adwokat zaś przemienił się w wirtuoza prawnych akrobacji, gdzie litera prawa jest już nie tyle świętością, co gumową piłeczką do żonglowania. W tym spektaklu absurdu zwykły obywatel może sobie jedynie kupić bilet widza i z niedowierzaniem przyglądać się temu cyrkowemu przedstawieniu, gdzie etyka staje się reliktem przeszłości, a zawodowa solidarność – przepustką do nietykalności.

Zarzuty karne dla obrońcy Marcina Romanowskiego? Szef palestry reaguje

Prof. Antoni Dudek bije na alarm ws. wymiaru sprawiedliwości. „Po prostu w ten sposób umierają państwa”